23 marca 2010

„-czego chcesz dokonać w życiu…? - chcę dokonać cudu…”

Właśnie tak często się czuję. Mając świadomość, że coś jest surrealistyczne wierzę, że jest prawdziwe... Wierzę w ludzi i w rzeczy które są a'wykonalne. Człowiek jako istota ogólnie akceptowana, nierzadko odczuwa potrzebę zbawienia świata, zrobienia czegoś dla innych ludzi tzw. heroizm. Lecz często na marzeniach się kończy...uciekamy do nich podczas długich podróży autobusowych czy też bezsennych nocy. Ale dlaczego większość z nas boi się zrobić coś, co będziemy mogli nazwać naszym cudem? dlaczego strach przed nieudaną próbą czy też brakiem akceptacji reszty społeczeństwa tak bardzo podcina nam skrzydła?
Tak, przyznaje się jestem człowiekiem, który chcę zbawić świat, ale dopiero niedawno uświadomiłam sobie, że jak nie spróbuje zrobić czegoś co może sprawić mi radość i radość innym to nigdy się nie przekonam o tym, czym tak naprawdę może być dokonanie cudu...
Kończąc dziś książkę "ostatni wykład" zdałam sobie sprawę z istoty marzeń, z istoty, życia, oraz czym jest dokonanie cudu. Człowiek może wszystko, może spełniać marzenia, może być szczęśliwym, może wyjechać w podróż z 22 zł. w kieszeni! Jeden warunek: Trzeba chcieć, trzeba nie bać się chcieć

Mury istnieją po to, by powstrzymywać ludzi, którzy nie pragną czegoś dostatecznie mocno


Patrząc na wschód słońca wiem, że dokonam cudu. Tym cudem mogą być moje marzenia, mogą być czyjeś marzenia, bądź zrobienie czegoś irracjonalnego co się okazało realnym.

Na zadane pytanie "czego chcę w życiu dokonać" odpowiem zawsze tak samo... a w jakim momencie swojego życia dojrzę cudu to już będzie zależało tylko i wyłącznie od punktu patrzenia dzięki niemu będę widzieć to co najcenniejsze i będę w stanie dokonać cudu...

Zielona herbata wypita,w tle Grechuta z piosenką do której żywię olbrzymi sentyment...



Arrivederci & Au revoir

Byłam kobietą Kurta Cobaina!



Taaa...chyba większość z nas przechodziła w swoim życiu przez zafascynowanie "kulturowe". Nieraz ono objawia się łagodnie, nieraz bardzo drastycznie jednakże bardzo często w tym samym wieku, wieku dojrzewania...Ja swoją fascynację zespołem Nirvana i Kurtem Cobainem rozpoczęłam w wieku gimnazjalnym. Wtedy zaczęły się namiętne nauki gry na gitarze (szybko sama dostrzegłam, że nie mam ani talentu, ani słuchu muzycznego, lecz zaparcie szłam dalej). Efekt jest taki, że mam gitarę klasyczną, akustyczną i elektryczną, zero umiejętności i nadal zero słuchu ale przez te wszystkie lata stałam się szczęśliwą posiadaczką 100% pasji. Otóż każdy z nas powinien mieć do tego zdrowe podejście i wiedzieć kiedy jest ta granica, granica bezpieczeństwa kiedy to pasja przemienia się w fanatyzm. U mnie sytuacja była dość prosta, była fascynacja rockiem, hard rockiem, była nirvana, linkin park, S.O.A.D., i red hot chilli peppers. Wszystko to skończyło się na słuchaniu muzyki, wieszaniu plakatów, nauce gry na gitarze, oraz drobnej zmianie wizerunku (farbowanie włosów, irokez wystrzyżony przez siostrę, olbrzymie chęci kolczykowania się). Lecz nawiązując do domniemanego postawionego problemu pasja a fanatyzm. Czy jesteśmy w stanie zapanować nad tym w swojej osobie a tym bardziej czy jesteśmy w stanie wpłynąć na innych? Moja szybka odpowiedź: Nigdy nikt nie przyzna się do tego, iż ma jakiś problem związany z nadmiernym zainteresowaniem danym obiektem, który haczy już o fanatyzm. Alkoholik puki nie podda się leczeniu nie przyzna się, że ma problem, narkoman nigdy nie powie, ze jest narkomanem, z jego ust możemy usłyszeć tylko "to mnie odstresowuje, mogę przestać w każdej chwili". Z fascynacjami młodzieżowymi jest na tyle inna sytuacja, iż dzieci są niezwykle podatne na wpływ silniejszych grup społecznych. Ich psychika jest na tyle plastyczna, że łatwo ją ukształtować, uformować na dany kierunek społeczno-kulturowy.
Dlatego młodego człowieka nie można pozostawić samemu sobie, lecz trzeba pozwolić mu wybrać własne zainteresowania, pozwolić mu się odnaleźć w tym chaotycznym świecie. Lecz oczywiście być dla niego podporą i zarazem przyjacielem i opiekunem.

Jedno jest pewne młodość ma swoje prawa i żadna siła nie zabroni nam przeżyć swojej młodości tak jakbyśmy tego chcieli. Mi nikt nie zabronił "bycia młodym" dzięki temu mam w domu 3 gitary, na których nie gram, służą jako mebel w moim pokoju, ale wspomnienia jakie mi dają są niezapomniane...

Dziś herbata zielona z cytryną i budzenie wspomnień Nirvaną... tą piosenkę nauczyłam się jako pierwszą grać na gitarze i do tej pory jak ją słyszę to uśmiecham się sama do siebie...



Arrivederci & Au Revoir

22 marca 2010

"plan"- zgubne relia życia



Nawiązując do tematu... osobiście jestem człowiekiem czującym olbrzymią potrzebę posiadania planu, planu na przyszły dzień, na wakacje, na weekend, na przyszłość. Człowiekowi łatwiej się żyje gdy na coś czeka, lecz nieraz jest to zgubne... Ja jestem nerwusem...oj tak, (ale przynajmniej mam na tyle odwagi cywilnej w sobie żeby się do tego przyznać). Strasznie nie lubię zmiany planów, gdy owe nadchodzą w moim życiu czuję, że tracę kontrolę. Może w pewnym sensie mamy świadomość, że paniczne czekanie na coś da człowiekowi radość, sens. Takie wyznaczenie sobie celu do którego człowiek chce dotrwać, na który czeka jest nierzadko jedną z największych radości w danym etapie życia. W życiu bywają szeregi aspektów, które nieraz zmuszają człowieka do zmiany planów. Człowiek się nieraz spóźni, my natomiast traktujemy to od razu jako chroniczną niepunktualność, a tak naprawdę nie chcemy znać powodu spóźnienia, wykrzykując i dając do zrozumienia takiej osobie, że jest nieodpowiedzialny. Myślę, że nie należy przyzwyczajać się do czegoś czego się nie ma, nie należy zakładać że coś się stanie nie mając 100% pewność (takowej nigdy się nie ma). Ja niestety jestem człowiekiem ciągle czekającym na coś, teraz jest weekend, później Warszawa (tak jest, pisałam o niej wcześniej kwiecień-maj będzie wyjazd).

Nieraz mamy w wyobrażeniu swój zarys życia, ja taki też miałam. Twardy nie zmieniający się przez dłuższy czas. Sama jestem zwolennikiem trwałości planów więc starałam się ich nie zmieniać. Teraz wiem jedno warto zaplanować wakacje, weekend, kolacje lecz nie warto planować życia, życie samo napisze dla nas scenariusz. Teraz wiem, że obojętne mi jest jak będzie wyglądało moje życie, przestałam je planować, przestałam zdobywać, punkt po punkcie, bo nie ważne gdzie, nie ważne jak, ważne z kim. I tego wszyscy się trzymajmy bo życie nie będzie nas pytało jak sobie je zaplanowaliśmy...

Dziś bez zielonej herbaty a z kubeczkiem Carlo Rosi będzie bezsenna noc...czeka mnie walka z metodologią a w tle bardzo pozytywna piosnka, która od kilku dni jest moim motywatorem na...cokolwiek.

www.youtube.com/watch?v=J2eCiRVYTUY

Arrivederci & Au Revoir

17 marca 2010

abstynencja szeroko pojmowana jako sposób na życie...

Dziś na zajęciach z profilaktyki środowisk wychowawczych mieliśmy bardzo ciekawe spotkanie z nad wyraz miłymi ludźmi należącymi do stowarzyszenia "AA". Słuchając opowieści życia tych ludzi nasunęły mi się pewne myśli dotyczące abstynencji. Otóż Ci ludzie, którzy siedzieli naprzeciw mnie musieli wyrzec się czegoś aby, normalnie funkcjonować, notabene żyć. Borykają się z ciężarem swojej słabości oraz z poczuciem, iż zaprzepaścili sporą część swojego życia. Na początku usłyszałam "od 4 lat jestem trzeźwym alkoholikiem, piłem przez 30 lat swojego życia". Na zadane przez nas pytanie jednemu z gości, dlaczego postanowił zmienić tak zakorzenioną rutynę odpowiedział "obudziłem się rano w stanie niecałkowitej trzeźwości ducha, lecz całkowitej trzeźwości umysłu i zdałem sobie sprawę, że nie jest jeszcze za późno żeby ratować swoje życie".

Tak takie spotkania dają człowiekowi do myślenia, ja zaczęłam myśleć o abstynencji jako szeroko rozumianym zjawisku. Można wyzbyć się różnych przyzwyczajeń, różnych nałogów, a nawet rutyny. Sęk w tym aby do tego nie wracać. Można "nauczony doświadczeniem" omijać pewne sytuacje np. człowiek raz złapany na jeździe autobusem bez biletu już nigdy nie wsiądzie do niego "na gapę". Bądź też sytuacja, w której ktoś przypadkowo zapina pasy bezpieczeństwa, a z czasem okazuje się, że być może uratowały one mu życie... tak abstynencja jest naszym nieodłącznym partnerem, nawet nie zauważamy kiedy z czegoś rezygnujemy, kiedy zaprzestajemy robić coś na korzyść naszego współżycia ze społeczeństwem, coś co być może będzie miało wpływ na nasze życie...

Czas już kończyć herbata zielona już wypita a w tle maluje mi się melodia, z którą zamierzam dziś zasnąć, może ona będzie lekarstwem na bezsenność...?




Arrivederci & Au revoir

11 marca 2010

poczułam wiosnę!



Dziś rano patrząc przez moje akademickie okno stwierdziłam, że wiosna już jedną noga twardo stąpa po mojej Słupskiej ziemi:) Chyba każdy z nas już panicznie oczekuje tej upragnionej, jedynej, ciepłej zielonej wiosny. Nie bacząc na przeciwności losu typu środowy plan zajęć (4 wykłady+2 ćwiczenia) postanowiłam cieszyć się pogodą. Dopiero teraz człowiek docenia takie małe detale jakimi są promienie słońca, czy bezchmurne niebo.

Siedząc z kubkiem herbaty zielonej myślę tylko o tym gdzie zbuduje swój wymarzony domek na drzewie oraz kiedy pojadę do Warszawy skoczyć na bungge :)

Przesłanie dzisiejszego wpisu...? zamiast mówić setny raz o czym marzysz, po prostu wstań i zacznij realizować swoje marzenia! ja tak postanowiłam. Wyzwanie nr 1 bungge (z czasem zobaczymy czy się uda)

A na takie dni jak dzisiejszy to nic lepiej nie smakuje jak zielonka z Bajorem ;]

http://www.youtube.com/watch?v=D4r62lTz71U

Arrivederrci & Au Revoir