8 kwietnia 2011
budzik - największy nietaktowny morderca
Postanowiłam napisać coś na temat, który nigdy nie był dla mnie problemem. Do czasu...gdy pojawił się w moim życiu przymus, obowiązek jeżdżenia pociągiem co tydzień, później 2-3 razy w tygodniu do Słupska o 4:20. Co się wiązało z pobudką o 3 w nocy. Zasypiałam średnio 23-24. Byłam tak zmęczona i spragniona snu, że zamiast spać marzyłam o tym żeby te trzy godziny trwały 12 godz. Nagle zauważyłam, że udało mi się zasnąć a tu bach! ten okrutny, nieprzyjemny, znienawidzony przez lata budzik! Sięgam prawą ręką po telefon, wyłączam budzik. I teraz zaczyna się bitwa z samą sobą. Leżąc twardo jak kłoda pod wspaniałą i ciepłą kołdrą moje myśli krążą wokół wielkiej kontemplacji "może nie muszę jechać", "może zaczynam być chora? coś ostatnio za dużo kichałam, bezpieczniej będzie jak zostanę", "muszę zostać przecież jak mnie nie będzie w domu to świat się zawali". I tak leże 30 min. po czym osoba życzliwa wstaję i przybiera postawę kata... zaczyna się od największego bólu. Światło. lecz potem okazuje się, że jest jeszcze gorzej. Bez skrupułów ostaje ze mnie zdarta kołdra. Jest mi zimno. Czuje się jak mały zziębnięty chomik. Później są prośby, groźby krzyki żebym wstała. I stało się. Mój poziom nastroju wynosi -100. Zła głównie na to, że tym razem nie udało mi się oszukać samej siebie - wstaje. I siadam. jest za ciężko żeby nagle zacząć robić coś pożytecznego. Mój kat okazuje się człowiekiem, zaczyna mnie ubierać ja w tym momencie myślę "może on nie chce źle, chyba nie powinnam być już taka oschła". Ubrana idę na pociąg, przesypiam całą trasę, parę razy nawet trochę trasy ponad, co w konsekwencji sprowadziło się do problematycznego powrotu. Tak na prawdę post miał nosić nazwę "jak poradziłam sobie z wczesnym wstawaniem" lecz szybko sobie uświadomiłam, że sobie nie poradziłam. Lecz jest w tym wszystkim druga strona lustra. Jaki procent ludzi nie lubi wstawać rano do pracy ? - duży, jaki procent ludzi nie lubi swojej pracy ? - jeszcze większy. Otóż tu może znajdywać się sedno problemu. Nasz organizm, nasza psychika broni się przed czymś czego nie chcemy, lecz wiemy, ze musimy. A ludzie z natury nie lubią musieć wolą chcieć. Tak było ze mną. W pewnym momencie nienawidziłam jeździć do Słupska, dostawałam białej gorączki i to nie był mój problem ze wstawaniem tylko z czymś co "muszę". Swoją tezę krótko uargumentuję. Ostatnio wybraliśmy się w bory Tucholskie. Wymagało to ode mnie pobudki 4:40. Usłyszałam budzik. Wstałam jak skowronek, wzięłam prysznic, przygotowałam prowiant, herbatę, spakowałam plecaki i poszłam obudzić mojego partnera. Byłam niesamowicie szczęśliwa. I nie przeszkadzało mi, że wstałam nad ranem - bo chciałam, nie musiałam. Więc dla swojego zdrowego trybu życia CHCIEJMY nie zmuszajmy się.
A na dobranoc polecam "kołysankę"
Arrivederci & Au Revoir
1 komentarz:
Jako przedstawiciel związku katów, chciałbym stanąć po stronie twojego partnera. My też miewamy problemy ze wstawaniem, ale dzięki naszej wrednej naturze, rekompensujemy sobie te niedogodności, zapaleniem komuś światła i zabraniu kołdry.
Prześlij komentarz