17 listopada 2010
bo kłócić się...trzeba umieć
Kłótnie czyli coś co nierzadko rozwala nam dni, szczęście, związki być może życie. Lecz czy zawsze tak musi być? Zazwyczaj kłótnie postrzega się jako coś złego, jako początek końca. Ja nie do końca się z tym zgadzam, trzeba mieć dystans do siebie, do pewnych spraw do życia. Trzeba umieć postępować tak aby po drodze nie zabijać swojego szczęścia. Wyobraźmy sobie sytuację jest piękny jesienny poranek, wstanie prawą a nie lewą nogą motywuje nas do pozytywnego działania, lecz nagle coś się dzieję, coś nam się nie spodoba i idzie lawina... Wtedy swoją całą frustrację wyładowujemy na ludziach którzy w danym momencie są obok nas (partner, rodzice, siostra, brat, pies itd.) Wówczas jesteśmy tak zaślepieni swoją złością, że nie przeszkadza nam świadome krzywdzenie innych, wtedy jesteśmy święcie przekonani, że oni na to zasłużyli, że to my jesteśmy Ci biedni, poszkodowani. I tak zaczynamy niedzielny poranek najpierw od nadużywania sarkazmów, potem przechodzimy do ostrych złośliwości i wymiany zdań na końcu staje się coś najgorszego... cisza... Nie ma nic gorszego niż życie w milczeniu z osobą którą się kocha. I tak mija cała niedziela, aż nastaje ten moment w którym siedzimy na kanapie i w głębi serca zastanawiamy się o co nam chodzi? od czego się w ogóle zaczęło? Wtedy zdajemy sobie sprawę, ze to nie ma sensu i po chwili wszystko wraca do normy.
Kłótnie są potrzebne w życiu, dzięki nim ludzie się poznają, docierają, uczą się siebie oraz uczą się ze sobą żyć. Lecz trzeba kłócić się tak żeby się przy okazji nie krzywdzić, żeby nie zabijać czegoś co się budowało przez dłuższy czas. Mój choleryczny charakter nie raz nie pozwala mi racjonalnie myśleć podczas frustracji, ale nad tym pracuję. Wiem jedno nie chcę burzyć czegoś co jest dla mnie najważniejsze, nie chcę po 5 min. żałować swoich słów i bić się z myślami co teraz. Każdy z nas zanim coś powie powinien przemyśleć to milion razy, bo nierzadko nie zdajemy sobie sprawy jak bardzo możemy skrzywdzić drugiego człowieka.
Po dłuższym okresie bicia się samej z sobą znalazłam własnym sposób na zahamowanie swojego zachowania. Każdego dnia, każdej nocy, w każdej chwili gdy tylko mam ochotę w złości powiedzieć coś niemiłego, rozdmuchać wojnę zamykam oczy, biorę trzy głębokie wdechy i mówię sobie głośnymi myślami... "nie będę się z Tobą kłócić...przecież ja Cię kocham..."
Zmęczenie daję się we znaki, herbata już prawie wypita, a w głowie lecą ostatnie sekundy piosenki, do której mam ogromny sentyment. Myślę, że niektórzy wiedzą dlaczego...
Arrivederci & Au Revoir
8 listopada 2010
kraina dzieciństwa jako perspektywa niespełnienia...
Jako dziecko mamy wszystko, lalki, samochody, klocki lego. Dla tatusiów jesteśmy najpiękniejszymi księżniczkami i wystarczy tylko, że zrobimy piękne duże oczka i już jesteśmy szczęśliwi. Lecz tak jest jeśli chodzi o codzienne drobnostki, lizaka, cukierka, lalkę. A jak jest z prawdziwymi dziecięcymi marzeniami? czy dzieci w ogóle posiadają poważne marzenia? Abstrahując do swojej osoby mogę uznać, iż owszem dzieci mają marzenia, bardzo intensywne, piękne, ważne. Z czasem niespełnione dziecięce marzenie staje się naszym cieniem, zahirem, który za nami krąży i daje poczucie niedosytu. Takie rzeczy są w człowieku uśpione, nie myśli o nich na co dzień. Przypominamy sobie o nich w chwili, gdy coś nam się z tym kojarzy, tęsknimy za plastikowym piecykiem do ciasta, a mama w święta piecze pierniczki, żałujemy że nie mieliśmy resoraków a młodszy brat ma ich na pęczki. Marzymy za domkiem na drzewie, a za oknem dzieci sąsiada mają wręcz nadrzewną wille. "Tęsknimy" jest to dość specyficzna tęsknota, gdyż tak na prawdę nie wiemy za czym, nie znamy uczucia posiadania tego...Być może jest to tęsknota za dziecięcym pragnieniem? Ludzie porównują swoje dzieciństwo z dzieciństwem innych ludzi, nierzadko swoich własnych dzieci i zawsze postrzegają swoje jako gorsze, mniej ciekawe, czy atrakcyjne. Lecz nieraz warto wyszukać tą igłę w stogu siana, tą małą igiełkę szczęścia pośród szeregu dziecięcych koszmarów i cieszyć się, bo ta jedna mała igiełka jest nasza i tylko nasza, której nikt nie ma prawa nam zabrać... Z perspektywy czasu zdaję sobie sprawę, że jestem 21 - letnim człowiek, panicznie pragnącym domku na drzewie. Nie po to żeby w nim przesiadywać czy robić w nim kryjówkę przed światem, lecz po to, żeby popatrzeć na niego z dołu i z pełna świadomością w głosie powiedzieć sobie "teraz...teraz to ja miałam wspaniałe dzieciństwo..."
Herbata zielona z grejfrutem już wypita, gorączka zbita... pozostało mi tylko zatopić się w marzeniach... z głosem przy uchu Joe'a Cockera
Arrivederrci & Au Revoir
2 listopada 2010
bo dla każdego jedna świeczka znaczy coś innego...
I doczekałam się dnia, który wzbudza we mnie jakże nostalgiczny stan któremu towarzyszą egzystencjalne przemyślenia. Nie wiem czemu ale z dniem Wszystkich Świętych jestem wyjątkowo związana. W takim dniu człowiek może zrobić sobie rachunek sumienia, zdiagnozować swoje życie, pomyśleć o tych których już nie ma... Jest to bardzo szlachetne święto które nie wymaga od ludzi wiele, jedynie tego żeby być na grobach bliskich, zapalić świeczkę bądź znicza i wspominać swoich najbliższych... Tak właśnie jest z naszym życiem rodzimy się po to aby godnie przeżyć życie po czym z godnością odejść z tego świata. Gdy umiera ktoś dla nas bliski czujemy się okropnie, odczuwamy ogromną pustkę, nierzadko mamy poczucie bezsensu naszego życia. Lecz w tym momencie tylko czas nam pomaga bo... "czas leczy rany" i są to święte słowa. Z czasem możemy bezboleśnie wspominać bliskich, wręcz z radością, oglądać zdjęcia, i dbać o ich groby. Dzień 1 listopada jest dla nich, tylko i wyłącznie głównie po to aby każdy otrzymał świeczkę, oraz żeby groby zapomniane stały się grobami o których pamiętają nierzadko całkowicie obcy ludzie.
My odnajdujemy co roku radość z tego dnia głównie dlatego, że widzimy w nim piękno, piękno tysięcy światełek nocą, wtedy wierzę, że świecą tylko i wyłącznie dla mnie.
Dedykowane Pamięci wszystkich których już nie ma, oraz wszystkim którzy przyczynili się do zmiany mojego życie po czym odeszli.
Kawa dopita, pora już spać a w tle piękna piosenka, która przyprawia mnie o gęsią skórkę.
Arrivedeci &Au Revoir