24 maja 2010

prowincjonalny wyścig szczurów...


Będąc kierowcą dostrzegamy jakimi jesteśmy nerwowymi ludźmi, trąbimy na innych którym tak naprawdę się nie spieszy bo mile rozpoczęli dzień, klniemy na światła, które jak na złość zawsze staja się czerwone tuż przed nasza maską. W radiu słuchamy bredni o miłym rozpoczęciu dnia, lecz w myślach mamy tylko jedno "szybciej, śpieszy mi się". Lecz ilu z nas się zastanowiło podczas postoju na czerwonym gdzie nam się śpieszy? Ciągle gdzieś gnamy, śpieszymy się, biegniemy z miejsca na miejsce nie zostawiając po sobie nawet odrobiny śladu, zapominając o Bożym świecie... Przez całe życie człowiek gna, ściga się nie wiedząc z kim, być może z samym sobą, i nawet nie zauważa kiedy wystartował w tzw. wyścigu szczurów.
Co dzień wstajemy z zakodowanym już w głowie planem na dzisiejszy dzień. Wstać, umyć zęby, zakupy, uczelnia, biblioteka, dom, i w koło Macieju. A gdzie jest miejsce w naszym życiu na spontaniczność? Dlaczego tak rzadko sobie pozwalamy na spontaniczne zostanie w łóżku? Dlaczego tak często w najmniej odpowiedniej chwili przemawia znienawidzony rozsądek, który burzy wszelkie plany, które miałyby nas cieszyć. Niekiedy trzeba pozwolić sobie na niekontrolowane zboczenie z trasy tylko po to, żeby dotknąć wiatraka, czy też zostać 20 min. dłużej w łóżku tylko po to żeby nabrać dystansu do pewnych spraw. A każdy człowiek powinien pamiętać, że to te najbardziej spontaniczne decyzje, niezaplanowane, nieoczekiwane mają niekiedy znaczący wpływ na nasze życie... bo nigdy nie wiadomo kiedy człowiek stanie na Alexie i zda sobie sprawę, że w tym momencie zmieniło się jego życie o 180 st.
Dlatego nadal utwierdzam się w przekonaniu, że nie warto się śpieszyć, planować, kląć na niczemu winną sygnalizację. Po prostu w takich sytuacjach trzeba wysiąść z samochodu i...cieszyć się życiem!!!

Dziś dla odmiany zielonka z imbirem i teledysk, który wręcz napawa mnie optymizmem "I gotta feeling"



Arrivederci & Au Revoir

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz