18 sierpnia 2010
Spontaniczność... czyli coś co nadaje życiu sens
Zarwać całą noc po to aby następnej nocy uznać że po co jechać tylko do Szczecina o 00:00 jedźmy do...Warszawy! :) I tak też zrobiliśmy perfekcyjnie opadnięci z jakichkolwiek sił witalnych wyruszyliśmy w mozolną trasę samochodową. Jechaliśmy całą noc, zmęczenie było tak silne, że zmienialiśmy się za kierownicą coraz częściej. Nad ranem sytuacja robiła się stresowa, lecz dojechaliśmy na czas 8 rano i Warszawa. Później zastanawiałam się po co to ryzyko... Ale zrobiliśmy to dla siebie, przelotem byliśmy w upragnionej Warszawie, był to tak spontaniczny wyjazd, że właściwie zapomnieliśmy o takich drobnych obowiązkach jak...praca. Ale czy to jest aż takie kolidujące? Czas i pieniądze ZAWSZE da się zorganizować!!! Siedząc na Warszawskim przystanku borykając się z dużym chwilowym konfliktem ról, myślę że obydwoje zdaliśmy sobie sprawę jak zmęczenie działa na człowieka. Byliśmy szczęśliwi, że dokonaliśmy czegoś, co dla wielu byłoby niemożliwe, ucierpiały przez drogę powrotną troszeczkę nasze wzajemne relacje, ale... trzeba się kłócić żeby później się godzić! Podczas paru godzin odpoczynku w stolicy zdążyliśmy doświadczyć prawdziwej warszawskiej gościnności, oraz zgodnie stwierdziliśmy, że Pałac Kultury jest...duuuuuży. A więc można wyruszyć w szybką, długą, spontaniczną wyprawę bez mapy i GPS-a, wystarczy chcieć! A my zawsze chcemy:) i zawsze trzeba chcieć, bo jak przestanie nam się chcieć czegokolwiek to pierwszy znak syndromu zakorzenienia w jednym miejscu. Nam to na szczęście nie grozi.
Teraz spontanicznie pozwolę sobie pójść do łóżka, wraz z kubkiem zielonki. Dziś bez rzadnej muzyki, bo nie mam na to siły... więc....
Arrivederrci & Au Revoir